1. WPROWADZENIE
„Posługujecie się metodami faszystowskimi, tak jak to robili Niemcy. Zabieracie i mścicie się na rodzinach i ludziach niewinnych, a nawet i na rzeczach martwych „inwentarza domowego”. Tak robić to potrafią nawet dzieci małoletnie i ludzie niemający zdrowego rozumu, więc miejsce dla nich to jest Kobierzyn a nie na stanowiskach państwowych. Na prawdę niech się sam Szef zastanowi i wpłynie na postępowanie swoich podwładnych, bo gdy przyjdzie odpowiadać za swoje czyny, to ‘trwoga do Boga’. Ja mogę zginąć, ale inni zostaną.” Tak pisał w liście do szefa myślenickiej bezpieki Emil Przeciszewski „Zryw” członek oddziału, ale lepiej (bo bliżej prawdy) będzie napisać „grupki”, działającej ponad 3 lata, w najgorszych czasach stalinowskiego terroru na styku powiatów: bocheńskiego, limanowskiego i myślenickiego. Grupą dowodził sierż. Józef Mika „Leszek”. Działalność i postawa grupy Miki, ale przede wszystkim jego samego, do dzisiaj wywołują najbardziej skrajne opinie. I co charakterystyczne – kontrowersje na temat Miki powstają nie tyle wśród samych historyków, ale żywe są pośród ludzi: mieszkańców terenów, na których przed blisko 70 laty działał on sam i jego podkomendni, a przecież mało kto już jest świadkiem tamtych wydarzeń. Oceny te więc muszą przechodzić z pokolenia na pokolenie. Gdy w maju 1948 r. w murach więzienia Montelupich w Krakowie od strzału w tył głowy ginęli ostatni żołnierze drugiego oddziału „Salwy” – Eugeniusz Gałat i Władysław Migdał – na pograniczu powiatu bocheńskiego i myślenickiego od kilku miesięcy działała nowa grupa, po części złożona z ujawnionych żołnierzy „Salwy”, których okoliczności zmusiły do ponownego zejścia do konspiracji – po części zaś z nowych osób, których nazwiska nie pojawiły się jeszcze w poprzednich odcinkach sagi o bocheńskich „Wyklętych”. Od nazwiska dowódcy przyjęto oddziałek ten nazywać „grupą Miki”.
2.”WRZOS”
Postać Józefa Miki ps. „Szarotka”, „Wrzos” i „Leszek” przewija się wielokrotnie w kontekście działalności oddziału kpt. Jana Dubaniowskiego. Mika, mimo młodego wieku, odegrał w nim ważną rolę. Urodził się 6 stycznia 1927 r. w Gruszowie, gmina Raciechowice, w wielodzietnej (miał 4 siostry i 3 braci) rodzinie chłopskiej, w przysłowiowej „galicyjskiej nędzy”. Jego rodzicami byli Michał i Anna z d. Piechnik. Jego edukacja zakończyła się na 4 klasach szkoły powszechnej i 2 klasach szkoły rolniczej – rodzicom bardziej potrzebne były jego ręce do pomocy przy pracach polowych niż dalsza edukacja syna, na którą trzeba było łożyć. W chwili wybuchu wojny 12-letni Józek był więc przy rodzicach i wiódł typowy los chłopskiego pacholęcia. Jednak już wtedy było coś, co wyróżniało go pośród innych rówieśników. Wspomina o tym Apolonia Ptak w wydanej w 1995 r. książce „Prawem wilka”, która będzie tu jeszcze kilkakrotnie wspomina. To pierwsza pozycja książkowa, choć niemająca ambicji naukowych, a bardziej reportażowe, która w sposób całościowy próbuje zmierzyć się z problematyką Miki i jego towarzyszy. Zawiera (bezcenne dziś) relacje osób, które pamiętały jeszcze tamte wydarzenia, a dzisiaj żyjących świadków, pamiętających, co działo się na południowych obrzeżach Bocheńszczyzny pod koniec lat 40-tych ubiegłego wieku, policzyć można dosłownie na palcach jednej ręki. Wspomina więc p. Ptak, że mały Józek był, jak na swój wiek, chłopakiem niezwykle bystrym, inteligentnym, a przy tym śmiałym, a nawet odważnym. Nie pasował więc do schematu zahukanego dzieciaka z zabitej deskami wsi. Na początku lat 40-tych został oddany na służbę do majątku ziemskiego w Lubomierzu, którego właścicielem był prof. Piotr Galas, dyrektor bocheńskiego Liceum. Jak wiadomo w majątku tym kwitło tajne nauczanie i prawdopodobnym jest, że tam właśnie mały Józek zetknął się z konspiratorami. W 1943 r. wstąpił do oddziału terenowego Batalionów Chlopskich „Tarzan”, w którym byli tacy sami, jak on, 15-, 16-letni wyrostkowie. Dowodził nim Józef Truty „Lis”. Nie prowadzili żadnej walki zbrojnej, ale już wtedy dał się poznać zawadiacki charakter Miki: a to zabrał bron i mundury kąpiącym się w Rabie Niemcom, innym razem ściągnął im z wozu granaty. Wypędzenie Niemców i wkroczenie Rosjan nie zmieniło wiele w życiu Miki. Okoliczna ludność wiedziała o jego związkach z partyzantką i było niemal pewne, że ta wiedza przedostanie się do niepowołanych osób. Już zimą 1945 r. miał kłopoty, gdy został aresztowany przez patrol czerwonoarmistów. Wykorzystując znane atuty – brawurę i spryt – zdołał uciec z transportu, wiozącego go do więzienia w Myślenicach.